27 lutego 2015

Po drugiej stronie lustra, czyli co to znaczy macierzyństwo.

Pisałam już, że macierzyństwo to jak przejście na drugą stronę lustra. To chyba najbardziej trafne określenie, bo człowiek niby ten sam, a jednak coś się zmienia. Pomijając wszystkie kwestie życiowo - organizacyjne, w głowie się wszystko przestawia. Na początku był dramat. Słyszałam teorię, że niby wszystkie matki tak mają. Że otępiałe są, żeby się móc na dziecku skupić i zapewnić mu opiekę. Że to przez hormony. A jak piersią karmią to już w ogóle. Coś w tym jest, bo ja długo, długo nie czułam się sobą. Zmienne nastroje, wzruszało i rozczulało mnie wszystko. Generalnie płakałam przy każdej możliwej okazji i bez okazji. Chwilę później śmiałam się do rozpuku i czułam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Kolejnego czułam się przytłoczona rzeczywistością. Istny rollercoster emocji. Pewna byłam tylko tego co dotyczyło dziecka, a czasami nawet i nie. Życiowo kompletny rozjazd i stres. Rura mi miękła przy każdej możliwej okazji. Męczące to dość było. Zastanawiam się czy kiedyś mi to wszystko minie? Czy już mi tak zostanie?
Hormony się trochę unormowały. Powiedzmy, że mentalnie wróciłam do siebie, ale nie do końca. Czuje się inaczej. Zdecydowanie. Mam wrażenie, że wskoczyłam na inny poziom. Macierzyństwo to jakiś zaklęty krąg dla wtajemniczonych.




Więc jak to faktycznie jest? Co mi dało macierzyństwo?

1. Dziecko. Niby taki banał, a jednak.
Jedno szczęście i tysiąc kłopotów, jak mawiał mój tata. Zaczynam rozumieć o co mu chodziło. 

2. Radość. Radość z małych rzeczy. Cieszę się jak głupia z postępów małego, z każdego uśmiechu, z każdego dnia, z 10 min pod prysznicem, z gorącej kawy, miłego gestu. 

3. Uczę się być tu i teraz. Zawsze się żyje albo przeszłością albo przyszłością. Mało kto potrafi żyć teraźniejszością. Doceniać to co dzieje się aktualnie. Przeżywać i delektować się chwilą. Dziecko tego uczy.

4. Dystans. Nabrałam dystansu do siebie, życia, problemów i problemików. Liczą się zupełnie inne rzeczy. 

5. Detoks. Od pracy, od ludzi, od dotychczasowej codzienności. Zaczęłam oddychać pozapracowym, pozabiurowym powietrzem. Taka przerwa dobrze robi i pozwala spojrzeć na niektóre sprawy z innej perspektywy

6. Energia. Dziecko wydobywa głęboko skrywane pokłady energii. Nie ma ziewania ;)

7. Chce mi się więcej. Naprawdę. Nie odpuszczam, nie poddaje się na starcie, nie ogarnia mnie leń. Działam.

8. Szanuje czas. Przede wszystkim swój. Nie trwonię go na głupoty, nicnierobienie. Bo przy dziecku nicnierobienie oznacza najwyższy poziom relaksu, a to już coś :)

9. Ćwiczę swoją kreatywność. Wymyślam zadania do zrealizowania, piszę bloga.

10. Spełniam marzenia, realizuję plany. Robię to co zawsze odkładałam na później, bo miałam na to jeszcze czas.


Jedno jest pewne dziecko dało mi kopa i mobilizację. Jest zdecydowanie ciekawiej. Nie będę ściemniać tęsknie za niektórymi rzeczami. To jasne. W końcu żyłam sobie sama przez 30 lat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz