22 lutego 2015

Wielkie żarcie + przepis na gnocchi ze szpinakiem

Weekend z tych, co tygryski lubią najbardziej. Miłe towarzystwo, pyszne jedzenie. Wszystko się kręciło wokół stołu. Może jeszcze tylko wina brakowało... W sensie mi brakowało, bo matce karmiącej jakoś tak nie wypada. Zresztą po takim detoksie i takiej przerwie pewnie padłabym po jednym kieliszku i przez 3 dni leczyła kaca. Trochę za tym tęsknię ;)
Naszły mnie weekendowe przemyślenia w temacie jedzenia. Pamiętam jak dziś pewną rozmowę. Taki small talk. Rozmówczyni pyta czy gotuję, bo zapewne wspólnego frontu szuka i rozmowa dalej by się kleiła. Ja na to, że nie, bo nie lubię. Widzę w oczach zaskoczenie i pada pytanie : - To nie lubisz jeść? Pomyślałam sobie, że nawet bardzo. Uwielbiam jeść. Najbardziej lubię jeść jak ktoś mi gotuje! 
Podejście mi się trochę z czasem zmieniło. Oprócz gotowania polubiłam też karmić ludzi (i nie chodzi wcale o dziecko) :) Pokochałam wspólne celebrowanie posiłków. Nic tak nie jednoczy jak stół i rozmowy przy stole. I kocham te weekendy i te wszystkie imprezy, gdzie się je i cieszy wspólnie spędzonym czasem.
Rozkręcam się. Odkrywam talent i zamiłowanie do kuchni. Nawet M. stwierdził, że przez tyle lat chyba ukrywałam się z tym, że potrafię gotować. Nie, nie to nie była przemyślana taktyka coby zmobilizować go do prac domowych, ani wygoda, ani żadna ściema. Musiałam chyba dojrzeć do gotowania. Poza tym gotowanie to zawsze jakieś wyzwanie, a każde wyzwanie na macierzyńskim jest dobre. Musiało mi się zacząć nudzić, codzienność przykrzyć i trzeba było ją odczarować. Kto by pomyślał, że ktoś lub coś kiedykolwiek mnie do garów zagoni? 

Weekend w gościach i podejmując gości. Pełen przekrój w sumie, bo i śniadanie i obiad i kolacja. Tak się złożyło, że w sobotę mieliśmy dawno nie widzianą znajomą w odwiedzinach. A, że odbyły się  u mnie kuchenne rewolucje vol.2, to i pyszny obiad z tego wyszedł. Nie chwaląc się oczywiście. Miały być zwykłe kopytka... Ostatecznie przeszukując blogi kulinarne zdecydowałam się na gnocchi ze szpinakiem :) Pycha! Polecam, bo i do mięsa i do ryby i jako wegetariańskie danie spełnia swoje zadanie. 
Przepis można znaleźć TU . 


 Gnocchi ze szpinakiem + sos pomidorowy i grillowany dorsz

Niedziela bajka! Dzień zaczęliśmy od śniadania. I to jakiego. U przyjaciół w Milanówku. Od czas do czasu porywamy się na takie dni. Kiedy nie trzeba się spieszyć i można zacząć dzień od wspólnego posiłku, kawy, rozmów. Przeważnie śniadania w Milanówku kończą się po kolacji, zahaczając jeszcze po drodze o obiad. A i czasami kończyły się śniadaniem dnia następnego. W między czasie jest jakiś spacer, siedzenie na tarasie. Zależnie od nastroju, pogody, chęci. Jednym słowem sielsko - anielsko. Relaks pełną gębą. Tylko czas mógłby stanąć w miejscu... Uwielbiam takie dni. O naszych śniadaniach mógłby powstać osobny wpis i kiedyś powstanie :)





Niedziele zakończyliśmy świętowaniem urodzin. I to nie byle jakich, bo 80-tych! I nie byle gdzie, bo "U Fukiera". Nie ma co tu dużo pisać. Było pysznie! Przede wszystkim, bo towarzystwo wiadomo, że zacne. Jakoś obawiałam się trochę, że z dzieckiem może być tam ciężko. Ale oprócz tego, że trzeba było się wdrapać po schodach do restauracji z wózkiem, to później było już z górki. Mieliśmy stolik w osobnej sali. Dzięki temu było kameralnie, cicho, spokojnie. Wystarczająco miejsca na wózek, moje spacery z małym i nawet krzesełko specjalne dla dziecka się znalazło. Miejsce godne uroczystości. Jubilatka była na pewno zadowolona. Wszystko się udało. 
Miła i profesjonalna obsługa a jedzenie bajka! No i ten deser! Każdy, chociaż raz w życiu musi spróbować tortu - Laskowy walc... Orgazm w proszku!



A ja się zastanawiam po kim mały jest taki grzeczny i spokojny? Nasze dziecko można zabrać bez żenady wszędzie! Kochany jest :)


2 komentarze:

  1. Pięknie u tego Fukiera, trzeba będzie się wybrać na tort... i na winko, jak już obydwie będziemy mogły pić! :)

    OdpowiedzUsuń