14 lutego 2015

Who run the world?

Girls! Girls! Girls!
W pewnym momencie jakoś łatwiej mi było nawiązać kontakt z chłopakami. Nie mówię o czasach dzieciństwa, bo ja chyba nie z tych chłopczyc raczej, ale specjalnie subtelna też nigdy nie byłam. Po prostu miałam koleżanki, z którymi się po trzepakach i drzewach latało. Z licealną przyjaciółką przyjaźnimy się do dzisiaj. Znamy się jak łyse konie. 15 lat! Pół życia normalnie. Za czasów studenckich już mi bliżej było do męskich spraw. Kolory lakierów do paznokci, nowe ciuchy, babskie ploty jakoś przestały mnie kręcić. Gotować też nie lubiłam. Z facetami łatwiej się było zakolegować. Wyskoczyć na piwo, basen, siłownie. Faceci zawsze mi czymś imponowali. I cieszę się bardzo, bo dzięki męskiej części znajomych poznałam też fajne dziewczyny. Z czasem zaczęłam znowu doceniać ten babski świat. Bo nikt inny nie potrafi się tak wspierać, jak dziewczyny właśnie. Nikt inny nie zrozumie twoich wahań nastrojów, dzielenia włosa na czworo, gdybania nad sytuacjami, które mogą się w ogóle nie wydarzyć i narzekania na nie ten odcień farby do włosów. Poza tym babski świat jest trochę bardziej skomplikowany. Tylko my wiemy czym jest okres i co się z tym wiąże, co to jest ciąża, poród. Faceci mają też swoje sprawy, ale szczerze wątpię, że tak namiętnie potrafią o nich rozmawiać ze sobą i między sobą. Każda laska z ochotą opowiada o swoich przeżyciach z porodówki i każda chętnie słucha, bo albo też może podzielić się swoimi przeżyciami albo ją to jeszcze czeka. Dlatego nie dziwi mnie zupełnie, że kobiety potrafią stworzyć grupę wsparcia. Szczególnie jak mają wspólny front.
Ja też mam swoją grupę. Oprócz przyjaciół i rodziny oczywiście, na których zawsze mogę liczyć, nie tylko w sprawach macierzyńskich.

Desperate housewives*
Mam swoją grupę - matek nie wirtualnych, realnych. Nie wiem czy w szpitalach lokują pacjentki z tymi samymi problemami celowo, ale dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności, miejsca i czasu zakolegowałam się z fajnymi mamami. Kilka miesięcy temu spotkałyśmy się na Inflanckiej w oczekiwaniu na nasze dzieci. Razem przeżywałyśmy lipcowe upały, szpitalną nudę, gdy trzeba leżeć i  niepokój związany z oczekiwaniem na dziecko, któremu spieszy się na ten świat. I jeszcze kilka miesięcy temu popukałabym się w głowę, że coś z tego będzie. Nie angażowałam się wtedy specjalnie, bo myślałam, że każda pójdzie w swoją stronę i może czasami na fejsie dostanę niezobowiązującą wiadomość z pytaniem co słychać i jak dzieciak się chowa. Ale zamiast tego, któregoś dnia dostałam wiadomość, że może fajnie by było się spotkać. Znajomość się rozwija, a my z coraz większą częstotliwością się spotykamy. Nikt cię tak nie zrozumie jak inna matka, inny rodzic. Odkąd pojawiło się dziecko, czuje się jakbym przeszła na drugą stronę lustra. To jest inny świat. Nasz grupa działa prężnie. Dzielimy się doświadczeniami, wiedzą, pocieszamy, wspieramy. Cieszy mnie to niezmiernie, bo po każdym spotkaniu mam kopa pozytywnej energii.
Ludzie mnie inspirują :)


* Foto wygrzebane w Internecie i jakże wymowne :)

2 komentarze:

  1. Fajnie, że po pojawieniu się dziecka jeszcze coś się w życiu dzieje nowego spoza tematu samego dziecka. Ja,będąc w momencie oczekiwania na bejbi, czasem boję się że ten rok po narodzinach pociechy może okazać się wyjęty z życiorysu. Już pierwszy tydzień na zwolnieniu nie nastraja radośnie - od razu dopadło mnie przeziębienie i alienacji czas płynie w najlepsze ;) Jedyny pocieszyciel - pies dzielnie dotrzymuje towarzystwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może, ale nie musi! Początki są ciężkie, później naprawdę da radę się wszystko wypracować i zorganizować i znaleźć grupę wsparcia ;)
    Poza tym już jedna grupka też czeka na pojawienie się waszego bejbi …:)

    OdpowiedzUsuń