27 marca 2015

Leniwa matka

Taka refleksja mnie naszła, bo często się słyszy o leniwych matkach. Ale czy matka może być leniwa? Co to właściwie oznacza? Matki z reguły tyrają w domu od rana do nocy. W nocy też nie śpią, bo dziecko nakarmić trzeba, ząbkuje, jest chore aktualnie. Matka jest na każde zawołanie, bo tylko ona jest remedium na wszystko. Ale matka też człowiek. I co jak czasem sobie pofolguje? Jak czegoś nie zrobi? Ale tak z premedytacją, a nie, że nie starczyło jej czasu. Chwała jej za to! Tylko niech się kobieta jeszcze pozbędzie tylko tych wyrzutów sumienia, co jej znać o sobie dają, podczas jak ona odłogiem leży, jak dziecko śpi. Bo niby dlaczego ma nie poleniuchować czasami? Obejrzeć ulubionego serialu, posiedzieć w necie, paznokci pomalować albo zwyczajnie herbaty gorącej się napić i delektować ciszą? I olać to, że w domu bałagan. O ile nie przyklejasz się do podłogi, a zostawione na niej rzeczy nie zagrażają życiu domowników, to można uznać, że czysto jest i ujdzie. Bo dom to nie muzeum. Jak się ma dzieci to i zabawki są wszędzie. Normalka. 
Wyluzować muszę, bo je tylko zbieram i przekładam i odkurzam i czyszczę. A przecież nie biorę udziału w teście białej rękawiczki :) Mój pedantyzm mnie wykończy. Frustruje się, że bałagan. Ale kto powiedział, że ja mam tylko ten bałagan sprzątać? Nie mieszkam sama. Gdyby tak było to byłby pewnie wiecznie porządek. Ahahaha. 
Więc luzuje warkoczyki i dzisiaj dzień lenia mam. Spacer zaliczyłam, bo piękne słońce było. A teraz syn od 1,5 h na balkonie śpi i się dotlenia, a ja mam czas dla siebie. 
Zmieniam nastawienie. Podpatrzyłam u M. jak się organizuje jak ma się dzieckiem zająć. Robi tak, żeby jemu było wygodnie, żeby mógł zrobić to co sobie zaplanował. To bardzo dobra metoda. Drogie panie, czasami warto uczyć się od panów niektórych zachować i rozwiązań. Oni są mistrzami tego jak zrobić, żeby się nie narobić :) Nie wytykają sobie, tego, że zostawili po raz kolejny skarpetki tam gdzie stali. Nawet o tym nie myślą. Pewne jest to, że nie zauważą tego, że dzisiaj nie poodkurzane. 
A tak poza tym ostatnio modny jest nowy trend w psychologii, żeby pokochać siebie i dobrze się traktować. Wcielam aktualnie w życie! Zdrowy egoizm procentuje. No i relacje są ważne. Bo czas spędzony razem zaowocuje. A nikt nie będzie pamiętał, że piekarnik doszorowany jest. Jak to mówi M. liczy się QUALITY FAMILY TIME! A drobne przyjemności uszczęśliwiają. I nie mam ambicji na bycie perfekcyjną panią domu. Ja chcę być szczęśliwą kobietą!

Foto z Internetu :)

17 marca 2015

O czym marzy młoda matka?

Mam kryzys. Ewidentnie. Zmęczona jestem i niewyspana. Nic nowego. I zabiegana ostatnio. I niby wiosna za oknem i słońce, a człowiek jakiś bez sił. I w taki dzień jak dziś marzy mi się wiele rzeczy.

Znalezione, ulubione.
Lista marzeń styranej matki :)

1. Wyspać się.
Tego nie muszę chyba komentować. Sen, 8-godzinny, nieprzerwany, sen. Tylko tyle lub aż tyle.

2. Masaż. 
Marzy mi się długi, profesjonalny masaż. Całego ciała koniecznie! Bo i plecy bolą, i nogi i wszystko w zasadzie. A jak nie boli to i tak przyjemnie jak ktoś pomasuje. Leżeć i nic nie robić. Relaksować się. Na samą myśl jakbym bardziej odprężona była ;)

3. SPA
Najlepiej weekend w spa, ze wszystkimi możliwymi zabiegami na ciało, włosy, twarz. Rozpędzam się, ale jak marzyć, to na bogato! 

4. Babski wieczór. 
Taki, żeby się ładnie ubrać, umalować, wyperfumować i wyjść do ludzi. Na drinka najlepiej. W fajnym, luźnym, babskim towarzystwie. Potańczyć nawet. 

5. Weekend samotności. 
Dwóch godzin samej bym pewnie nie wytrzymała, ale w chwilach kryzysu marzy mi się taki weekend. Najlepiej gdzieś w chatce w górach, nad jeziorem. Gdziekolwiek, tylko, żeby żarcie dowozili. 

6. Wino. 
Lampka wina, albo najlepiej cała butelka. Na tarasie, w ciepły, letni wieczór. Gdzieś w Toskanii. 

7. Dzień lenia.
Cały dzień na lenistwo. Słodkie nieróbstwo. Dzień, w którym nic nie musisz. Spanie do południa, czytanie w łóżku, oglądanie pół dnia seriali, malowanie paznokci, zajadanie się pizzą i lodami.

Marzenia ściętej głowy póki co. Ale i tak na chandrę najlepsi są przyjaciele, którzy wpadną uzbrojeni w dobry humor i pozytywną energię. No i mąż, który wróci wcześniej z pracy z kubełkiem ulubionych lodów. I jak tu chcieć samotnego weekendu, jak ma się tak kochanych ludzi wokół? :)


12 marca 2015

Urwanie głowy + przepis na muffiny marchewkowe

Szalony okres, szalony czas. Zaczęło się dziać. Dużo. I wiosnę czuć za oknem, więc jakoś tak energii przybywa i planów.
Planujemy wakacje. Planujemy chrzciny. W domu. Istne szaleństwo. Planujemy finalnie wykończyć mieszkanie, bo ciągle jeszcze szaf brak. Planujemy codzienność i małe przyjemności.

Mąż mi dzisiaj zafundował idealny poranek. W środku tygodnia! Mała rzecz, a cieszy. Przygotował pyszne śniadanie, pyszną kawę, którą wypiliśmy razem. Rano miałam czas na długi, gorący prysznic. Pełen luksus :) Czasami tak niewiele do szczęścia potrzeba!

Mały szaleje po mieszkaniu. Ledwo skończył 7 miesięcy, zaczął wstawać! Strach się bać :)


A ja? Rozszalałam się w kuchni. A co! Ostatnio na tapecie pyszne i szybkie muffiny marchewkowe.




Składniki: 
2 szklanki tartej na drobnej tarce marchwi
1,5 szklanki maki
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3/4 szklanki oleju roślinnego lub masła klarowanego
3 jajka
3/4 szklanki brązowego cukru
1 plaska łyżeczka soli
1/2 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej 
Do przyozdobienia: orzechy i cukier puder

Przygotowanie:
W jednej misce mieszamy suche produkty: mąkę, sodę, cukier, proszę do pieczenia, sól, cynamon, gałka muszkatołowa. W drugiej misce mieszamy roztrzepane jajka, marchewkę, olej lub masło. Następnie przelewamy składniki mokre do miski z suchymi składnikami i dokładnie mieszamy. Formę do muffinek wykładamy papierowymi papilotkami. Do foremek wykładamy po 2-3 łyżki ciasta. Na wierzch kładziemy orzech. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 st. C na 25-20 min.
Podajemy posypane cukrem pudrem.

Voila!

4 marca 2015

Matko! Zadbaj o siebie...

Zawsze byłam dość leniwa w kwestii urody i pielęgnacji. Nie znaczy to wcale, że nie lubię o siebie dbać. Lubię i to nawet bardzo. Dlatego przez lata wypracowałam sobie sposoby jak to robić, żeby się nie narobić, a efekt był widoczny. Przydaje się to szczególnie teraz przy małym dziecku. Takie umiejętności są wręcz na wagę złota. I nie myślę wcale o przesiadywaniu u kosmetyczki co drugi dzień. Odpadają też leniwe wieczory z babskim magazynem i malowaniem paznokci. Odpada również leżenie w wannie z książką i maseczką na twarzy. Takie sesje skróciły się do minimum póki co, ale wierzę, że dobre czasy jeszcze wrócą ;)
Umówmy się, dbanie o siebie to jak oranie w polu. Skończysz jedno, czeka drugie i końca nie widać. W ciąży każda kobieta wygląda ładnie. Lśniące włosy, ładna cera i mocne paznokcie. Po porodzie hormony płatają figle. Trzeba się bardziej postarać, ale w końcu kobieta wielofunkcyjna jest.




Co zrobić, żeby być zadbaną mamą?

1. Najważniejsza zasada to kompletnie się nie zapuścić. Dużo prościej jest poprawiać małe rzeczy systematycznie, niż "odszczurzać" się kompleksowo. Szczególnie przy małym dziecku.

2. Zainwestuj w dobrego fryzjera. Dobre cięcie to podstawa. Do tego odżywka bez spłukiwania po każdym myciu i naprawdę nie jest źle.

3.Zainwestuj w dobry krem do twarzy i pod oczy. Koniecznie. Nieprzespane noce dają o sobie znać ;)

4. Balsam do ciała. Jasna sprawa. Najlepiej taki pod prysznic, wtedy załatwisz dwie rzeczy za jednym zamachem. 

5. Jak już masz chwilę na prysznic - pozbądź się owłosienia. Golenie zajmuje chwilę. Ja od jakiegoś czasu inwestuje w wosk. Super sprawa. 

6. Stopy. Chętnie raz na jakiś czas oddaje je w ręce specjalisty. Jak nie ma się czasu codziennie ich smarować i pielęgnować to podobno nasmarowanie stóp kremem i założenie skarpetek na noc raz w tygodniu działa cuda.

7. Krem do rąk stoi na umywalce i aplikuję go zaraz po umyciu rąk. Może nie mam już czasu na codziennie inny kolor lakieru na paznokciach, ale nawet bezbarwna odżywka załatwia sprawę. Dłonie wyglądają po prostu lepiej.

8. Maseczkę można zaaplikować przy okazji. Przy okazji wieczornego prasowania, gotowania, sprzątania. 

9. Makijaż ograniczam do minimum i zajmuje mi 3 minuty codziennie rano. Puder kompaktowy, trochę bronzera na policzki, beżowy cień do powiek i maskara. Zmywa się równie szybko jak nakłada. I co z tego, że do biura nie wychodzę? Robię go dla siebie i mąż mnie przecież codziennie ogląda ;)

10. Zakładam ubrania wygodnie, przystosowane do karmienia i takie, w których mogę chodzić po domu i wyjść z domu w każdej chwili. To kluczowe. Jak mawia mój M. "dress for the job you want". ;) Bycie matką to też praca.

Wiadomo każdy dzień jest inny i nieprzewidywalny. Czasami naprawdę ciężko wygospodarować 2 minuty na umycie zębów w spokoju. Wtedy trzeba wyluzować i pozwolić sobie na bad hair day.  Każdy go czasami ma. Nawet bezdzietni ;)

1 marca 2015

Weekend za miastem

Weekend za miastem. Weekend! Nie 2 tygodniowe wakacje. Fakt 4 dorosłych, dziecko, pies. Weekend u rodziny, 100 km od Warszawy. Teoretycznie dużo nie trzeba, a jednak... Bo fotelik samochodowy, jakiś bagaż, bo śpioszki i pampersy trzeba upchnąć między swoje rzeczy (w tym dwie kosmetyczki), wózek, chusta, kojec, zabawki. Całe szczęście, że wanienki nie brałam, bo może jakoś ten jeden raz się uda go umyć bez. Ehhh... Same potrzebne rzeczy. No i jeszcze klatka dla psa, bo na 2 godziny sama musi zostać i posłanie. Finał jest taki, że tak spakowani jedziemy na dwa samochody :) Zastanawiam się jak moi rodzice radzili sobie ze spakowaniem siebie i dzieci do malucha! Fiat 126p wielkości pudełka zapałek. A my nim z Mazur na Śląsk jeździliśmy i w ogóle wszędzie.



I weź się tu spakuj. Do tego benzyna i żarcie jak w dalszą podróż się jechało, bo o stacje benzynowe było ciężko. Sikało się w lesie. Komórek nie było. Jak się coś zepsuło, skończyło albo zapomniało to trzeba było liczyć na swoją kreatywność lub pomoc miejscowych, tudzież innych kierowców. Nie wymyślono jeszcze gpsow. Mapa lub atlas w samochodzie to było must have. I tak jadę sobie i myślę, że jakby mi teraz to wszystko zabrali, jakbym jakimś cudem przeniosła się do tamtych czasów pamiętając, to co mamy teraz, to był by istny survilal! Mam wrażenie, że pakując pół domu i tak o czymś zapomniałam. Nie mówiąc już o tym, że z tą ilością rzeczy, każdy by musiał chyba swoim maluchem jechać. Mapy musiałabym się nauczyć na pamięć i modlić, żeby mi samochód nie nawalił w środku lasu. Po pomoc bym nie zadzwoniła przecież, bo z czego. I tak jadę sobie i myślę, że dziadkowie i rodzice to dla mnie bohaterzy. Żyli w tamtych czasach, gdzie nie było niczego, a jednka my dzieci tego nie odczuwaliśmy. Każdy dzień to był survival, bo weź tu zupę ugotuj, jak przydział na mięso z kartek się skończył. Od przybytku głowa nie boli jak to mówią.

Dzisiaj wyjątkowa okazja. Świętujemy kolejne 80-te urodziny! Na bogato! Jadąc na dwa samochody :)

p.s. Wpis powstał po drodze. Publikuję z przyczyn technicznych po powrocie. Fajnie było :)!

* Foto z Internetu