Pisałam już, że macierzyństwo to jak przejście
na drugą stronę lustra. To chyba najbardziej trafne określenie, bo człowiek
niby ten sam, a jednak coś się zmienia. Pomijając wszystkie kwestie życiowo -
organizacyjne, w głowie się wszystko przestawia. Na początku był dramat.
Słyszałam teorię, że niby wszystkie matki tak mają. Że
otępiałe są, żeby się móc na dziecku skupić i zapewnić mu opiekę. Że to przez hormony. A jak piersią
karmią to już w ogóle. Coś w tym jest, bo ja długo, długo nie czułam się sobą.
Zmienne nastroje, wzruszało i rozczulało mnie wszystko. Generalnie płakałam
przy każdej możliwej okazji i bez okazji. Chwilę później śmiałam się do rozpuku
i czułam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Kolejnego czułam się przytłoczona
rzeczywistością. Istny rollercoster emocji. Pewna byłam tylko tego co dotyczyło
dziecka, a czasami nawet i nie. Życiowo kompletny rozjazd i stres. Rura mi
miękła przy każdej możliwej okazji. Męczące to dość było. Zastanawiam się czy
kiedyś mi to wszystko minie? Czy już mi tak zostanie?
Hormony
się trochę unormowały. Powiedzmy, że mentalnie wróciłam do siebie, ale nie do
końca. Czuje się inaczej. Zdecydowanie. Mam wrażenie, że wskoczyłam na inny
poziom. Macierzyństwo to jakiś zaklęty krąg dla wtajemniczonych.
Więc
jak to faktycznie jest? Co mi dało macierzyństwo?
1.
Dziecko. Niby taki banał, a jednak.
Jedno
szczęście i tysiąc kłopotów, jak mawiał mój tata. Zaczynam rozumieć o co mu
chodziło.
2.
Radość. Radość z małych rzeczy. Cieszę się jak głupia z postępów małego, z
każdego uśmiechu, z każdego dnia, z 10 min pod prysznicem, z gorącej kawy,
miłego gestu.
3.
Uczę się być tu i teraz. Zawsze się żyje albo przeszłością albo przyszłością.
Mało kto potrafi żyć teraźniejszością. Doceniać to co dzieje się aktualnie.
Przeżywać i delektować się chwilą. Dziecko tego uczy.
4.
Dystans. Nabrałam dystansu do siebie, życia, problemów i problemików. Liczą się
zupełnie inne rzeczy.
5.
Detoks. Od pracy, od ludzi, od dotychczasowej codzienności. Zaczęłam oddychać
pozapracowym, pozabiurowym powietrzem. Taka przerwa dobrze robi i pozwala
spojrzeć na niektóre sprawy z innej perspektywy
6.
Energia. Dziecko wydobywa głęboko skrywane pokłady energii. Nie ma ziewania ;)
7.
Chce mi się więcej. Naprawdę. Nie odpuszczam, nie poddaje się na starcie, nie
ogarnia mnie leń. Działam.
8.
Szanuje czas. Przede wszystkim swój. Nie trwonię go na głupoty, nicnierobienie.
Bo przy dziecku nicnierobienie oznacza najwyższy poziom relaksu, a to już coś
:)
9.
Ćwiczę swoją kreatywność. Wymyślam zadania do zrealizowania, piszę bloga.
10.
Spełniam marzenia, realizuję plany. Robię to co zawsze odkładałam na później,
bo miałam na to jeszcze czas.
Jedno
jest pewne dziecko dało mi kopa i mobilizację. Jest zdecydowanie ciekawiej. Nie
będę ściemniać tęsknie za niektórymi rzeczami. To jasne. W końcu żyłam sobie
sama przez 30 lat.