20 maja 2015

Nasze pierwsze rzymskie wakacje

Pierwsze wakacje we trójkę. Było idealnie, fantastycznie, cudownie, wspaniale. Mogłabym wymieniać tak bez końca. Wyjazd rozbudził we mnie apetyt na więcej! Wyjeżdżać trzeba i to jak najwięcej, bo jak podobno mawiał Hans Christian Andersen "Podróże są jak ożywcza kąpiel dla umysłu". Ten wyjazd był dla mnie zdecydowanie taki właśnie. Odświeżyłam umysł, przewietrzyłam się intelektualnie, rozruszałam i nabrałam energii.
Chyba jesteśmy "hardcorowcami", bo zamiast byczyć się na jakiejś plaży, w hotelu z opcją all inclusive, wybraliśmy miejsce, które można zwiedzać bez końca. Od powrotu minęły już dwa tygodnie. Czas leci, ciągle się coś działo i musiałam odpocząć po powrocie. Było intensywnie. Czyli tak jak lubię najbardziej. Rzym jest piękny, cudowny, ma tyle magicznych miejsc i zabytków, że przez 7 dni było co robić. Zwiedziliśmy go wzdłuż i wszerz. Jeździliśmy wszędzie, zwiedzaliśmy kościoły, bazyliki. Przeszliśmy kilometry, gubiąc się między magicznymi uliczkami Rzymu. Delektowaliśmy się pyszną włoską kawą i zajadaliśmy lodami. Pierwszy raz spróbowaliśmy pieczonych kasztanów i odkryliśmy na nowo karczochy.


Nie wiem czy to kwestia szczęścia, dobrej organizacji czy naprawdę mało wymagającego dziecka, ale naszego syna można zabierać wszędzie. Kochany dzieciak. Z podróżą nie było problemu w ogóle. Z nocowaniem w obcym miejscu też nie. Bałam się strasznie podróży samolotem, tego, że będzie ciężko poruszać się po mieście, że będziemy musieli wracać w ciągu dnia do domu, bo będzie marudny i w ogóle jakoś mnie to trochę stresowało. Zupełnie niepotrzebnie. Spaliśmy jak zawsze - we trójkę w jednym łóżku. Wózek w zasadzie był niepotrzebny, bo nosidełko było dla nas wygodniejsze i sprawdzało się w każdej sytuacji. Fakt, że karmię jeszcze piersią na pewno też usprawnił kwestie jedzenia. Poza tym młody próbował trochę tego co my jedliśmy. Idealnie też wstrzeliliśmy się czasowo, bo 7 dni to był akurat czas, w którym na spokojnie mogliśmy sobie zaplanować aktywności i zwiedzanie. No i maj. Pogoda idealna i jeszcze brak tłumów turystów. Wiadomo, że Watykan i Koloseum jest zawsze oblegane, ale dość sprawnie można było się poruszać po mieście, w restauracjach nie było tłumów i bez większych kolejek można było zwiedzać pozostałe miejsca.
Myślę nawet, że z dzieckiem było dużo ciekawiej. Włosi uwielbiają dzieci. Wszyscy byli bardzo otwarci na nas, pomocni, życzliwi. Rzym nas zauroczył.



Wnioski nasuwają się takie, że z dzieckiem podróżuje się inaczej. Zdecydowanie. Na pewno trzeba pomyśleć zawczasu o większej ilości rzeczy i spraw. Inaczej zaplanować podróż, wybrać miejsce. Odpowiednio się przygotować i zabezpieczyć na wypadek różnych nieprzewidzianych okoliczności. Trzeba zabrać trochę więcej rzeczy ze sobą. Ale warto! Warto się przełamać. To są niezapomniane chwile. Magiczny czas z rodziną. I piękne wspomnienia :)


2 komentarze:

  1. Juz nie moge sie doczekać az A. podrośnie. Tez chce go zabrać w tyle miejsc... Igi przełamał pierwsze lody i widze, ze wszystko jest możliwe :) ciotka! Jesteś nasza weną muzą i inspiracja w jednej osobie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podróżowanie z dzieckiem ma swoje uroki :) Polecem! I ciesze się ogromnie, że was zainspirowałam. Do it! :) trzymam kciuki, służę radą.

    OdpowiedzUsuń