13 listopada 2017

Slow life. Moja nowa filozofia.

Nie wiem czy się tak da. Slow life, duże miasto. Stolica. Wszystko szybko. Od rana pośpiech. W pracy pośpiech. Bo deadline. Bo asap. Bo na już. Bo przysługa. Bo spieszysz się do domu. Bo dziecko trzeba odebrać z przedszkola. Bo pies czeka.
Nie wiem czy tak się da.
Próbuje.
Mieć czas dla siebie. Dla dziecka. Czas na nas. I dla nas. Nie zatracić się w tej rzeczywistości. Doceniać. Dostrzegać. Cieszyć się z małych, codziennych rzeczy. Żeby się chciało. Żeby cieszyło. Żeby nie zwariować.
Slow mnie cieszy. Na mój sposób. Daje sobie przyzwolenie na nudę, spanie, odpoczynek. Wybieram miejsca, zdarzenia, spotkania w zgodzie ze sobą. Karmie się tym co dobre. Nie tracę czasu. Staram się.
Doceniać.
To co małe i co duże. Daje sobie czas. Daje nam czas. Odpuszczam. Wierząc, że świat się nie zawali.
Dbam o swój spokój. O przestrzeń dla siebie. O zdrowie. O ciało. O ruch. I wypoczynek.
Cieszę się tym co dookoła. I co we mnie.
Dojrzewam.
Odnajduje w sobie spokój. Wdzięczność. Siłę. Coraz mniej się przejmuje. Myślę o tym co ważne. Nie tracę czasu.
Szukam szczęścia. W sobie. Dookoła mnie. Na wyciągniecie ręki.
Kreuje rzeczywistość.




Łapie chwile i cieszę się nimi. Już wiem, że żeby dogonić marzenia, trzeba się czasami po prostu zatrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz